czwartek, 9 sierpnia 2012

Artdeco Dita von Teese Classics, pt. I

Witajcie!
Tak jak wspominałam, nadeszła długo oczekiwana nagroda w konkursie Artdeco Polska, czyli zestaw kosmetyków sygnowanych przez Ditę von Teese. Zestaw śliczności przybył do mnie w praktycznej przezroczystej kosmetyczce i zawiera:
- puder w kompakcie z lusterkiem,
- kasetkę na cienie,
- 3 cienie do powiek o numerach: 369, 370, 375,
- kasetkę magnetyczną na kosmetyki (można do niej włożyć cienie, róże, kamuflaże...)
- tusz do rzęs,
- sztuczne rzęsy (gdyby tusz nie wystarczył;)),
- wysuwaną kredkę do oczu,
- eyeliner w żelu (niestety, o pędzelek musiałam zatroszczyć się sama),
- pomadkę nr 637 (lekko przygaszona malina),
- konturówkę do ust nr 15 (ciemny odcień maliny),
- lakier do paznokci nr 25 (klasyczna retro czerwień).


Pierwsze, co wywołało u mnie uśmiech na twarzy, to gustowne, nienachalne opakowania. Wizerunek Dity jest jedynie rysunkowy, a opakowania zdominowała czerń przełamana srebrzystymi detalami. Wszystko wykonane jest z dobrej jakości materiałów: pomadki zostały oprawione w metal, cienie i puder zamknięte w paletkach z wytrzymałego, gładkiego plastiku, eyeliner w słoiczku z grubego szkła. Konturówka do ust ma drewnianą oprawkę i skuwkę w kolorze samej kredki, co ułatwia poszukiwanie koloru w gąszczu mazideł:).


Po rozpakowaniu nagrody rzuciłam się do testowania tego, co używam codziennie bez wyjątku, czyli pudru. Zauroczył mnie napisem Beauty is art na lusterku, ale nie tylko tym. Puder jest drobniutki, całkowicie matowy i dostępny w jednym kolorze. W założeniu transparentny, może odznaczać się na ciemniejszych karnacjach, lepiej spisze się na jasnej cerze. Ładnie stapia się z podkładem, daje gładkie, całkowicie matowe wykończenie. Przeciwniczki tzw. płaskiego matu byłyby z niego niezadowolone, ale moje oczekiwania spełnił całkowicie - kilka godzin spokoju od błyszczącego czoła, nosa i podbródka. Jest jeszcze coś, czym puder zdobył moje serce, a mianowicie - zapach. Niezbyt intensywny, słodki, otacza twarz przez kilkanaście minut po aplikacji pudru. Dla mnie świetny kosmetyk i uroczy, kobiecy drobiazg, który aż miło wyciągnąć z torebki.


Drugi kosmetyk, którego byłam szalenie ciekawa, to pomadka. Mam wrażenie, że to produkt flagowy tej kolekcji, a to z jednego prostego powodu - nigdy nie malowałam ust czymś tak doskonałym. Konsystencja - nie za tępa, nie za śliska, kolor- nasycony i równomierny, zapach - taki, jak pudru, czyli w moim guście. Trwałość bardzo przyzwoita jak na pomadkę, która nie wysusza ust, sama z siebie nie "zjada się", ale po posiłku trzeba zrobić poprawki. Kawę ma szansę przetrwać bez korekty:). Zaskoczył mnie kolor, który dostałam, nie jest to typowa "Ditowa" czerwień, tylko nieco zgaszona, złamana maliną. Daje idealne wykończenie, niezbyt matowe ani niezbyt błyszczące. Spróbuję używać jej nawet na co dzień, bo maluje się nią wyjątkowo łatwo, a kolor nie jest zbyt krzykliwy.


Nie mogłam się powstrzymać i od razu pomalowałam oczy kredką, zrobiłam zwykłe, niezbyt grube kreski. Niestety, tutaj zachwytów nie było. Kolor to niezbyt intensywna czerń, wolę bardziej smoliste, nasycone odcienie. Sama aplikacja przebiegła bez problemów, jednak w ciągu godziny kreski odbiły się na powiece i rozmazały. Zdarza mi się to z różnymi kredkami do oczu, ale po Artdeco spodziewałam się większej trwałości. Odniosłam wrażenie, że w stworzenie pomadki idealnej włożono tyle wysiłku, że nie starczyło go już na dobrą kredkę. Szkoda.
Jako maniaczka lakierów do paznokci nie mogłam się powstrzymać i, mimo braku czasu, nałożyłam jedną warstwę, żeby sprawdzić kolor. Nad lakierem Artdeco również pracowało odpowiednio długo, nigdy nie zdarzyło mi się, żeby jedna warstwa koloru bez top coat'u wytrzymała 2 dni praktycznie niezmieniona! Odrobinkę starł się na końcówkach, nic poza tym. Kolor na tyle nasycony, że jedna warstwa daje radę, choć dla komfortu psychicznego zawsze nakładam dwie. Wróżę temu lakierowi świetlaną karierę w mojej kosmetyczce!
W następnym poście opiszę resztę produktów, a już niedługo - tutorial makijażu z użyciem kosmetyków Dita von Teese Classics. Skusiłam Was na coś z tej serii?

0 komentarze:

Prześlij komentarz